Może powiecie mi co dziś w toruńskiej Plazie robił Patryk Dudek z Kacprem Gomólskim? :D
Moi drodzy! Żebym dodała następny rozdział muszą pojawić się trzy komentarze bo nie widzę żebyście czytali, nie dajecie mi żadnych znaków :( ______________________________________________________________________________
-Pani Rita Wester?
-Tak, o co chodzi?
-Dzwonię ze Szpitala w Toruniu, Pani chłopak miał wypadek i w portfelu znaleźliśmy karteczke by Panią powiadomić.-serce mi stanęło. Łzy napłynęły mi do oczu a mama nie wiedziała o co chodzi.
-Halo? Jest Pani tam?-zapytała Pani przez telefon.
-Jestem, w jakim dokładnie szpitalu on jest?-pielęgniarka, podejrzewam, że pielęgniarka szybko powiedziała mi w jakim szpitalu i natychmiast chwyciłam za kluczyki. Mama wybiegła za mną. Davida traktowała jak jej własnego syna, przejęła się tym wypadkiem tak samo jak ja. Za piętnaście minut byliśmy już w szpitalu. Pędziłam jak oszalała, mama w samochodzie słowem się do mnie nie odezwała, tylko wycierała mi łzy z policzków słuchając moich szlochów.
-Rita Wester, mojego chłopaka niedawno przywieziono z wypadku. Nazywa się...-nagle pielęgniarka przerwała mi i wypowiedziała jego imię.
-Pan Dvid. Proszę iść prosto i skręcić w trzecie białe drzwi, tam kogoś Pani zastanie, kto powie o stanie Pani nażyczonego.-W gardło mi ścisnęło kiedy wypowiedziała "...nażyczonego" i łzy napłynęły jeszcze bardziej. Zaczęłam biec. Strąciłam po drodze kilka osób, ale to dla mnie nie miało znaczenia. Gdy weszłam lekarz powiedział mi, że musi tam jak najszybciej iść bo jest z nim na prawdę źle. Z sali operacyjnej pielęgniarki wybiegały i wbiegały a ja nie mogła się powstrzymać od coraz silniejszego płaczu. Po godzinie wyszedł lekarz. Usłyszałam najgorsze słowa w moim życiu.
-Przykro mi Pani Wester, ale Pani nażeczony... Nie dało się go uratować. Przykro mi bardzo.-Zaczęłam krzyczeć, płakać i obwiniać siebie za to wszystko. Mama płakała razem ze mną i dodawala mi otuchy. David nie miał nikogo, jego rodzice zmarli, gdy miał dziesięć lat a jego babcia zmarła dwa lata temu. A teraz on mi zadał taki ból. Jakim cudem?!
Gdy zobaczyłam jego ciało chciałam krzyczeć, chciałam rzucić wszystkim czym się dało, ale nawet nie miałam siły. Siedziałam i patrzyłam na jego ciało pół godziny. Dla wielu może być to obrzydliwe, ale ja za niego bym oddała życie. Nie raz patrzyliśmy razem w przyszłość, mieliśmy wybrane imiona dla naszych dzieci, byliśmy święcie przkonani, że będziemy razem do końca życia.
Kiedy wróciłam do domu od razu pobiegłam na górę. Przepłakałam całą noc a zasnęłam dopiero coś koło piątej rano. Obudziłam się o dziesiątej, jednak cały dzień przeleżałam w łóżku nie mogąc się pozbierać. Mama przychodziła do mnie do pokoju z jedzeniem i piciem, ale ja nic nie tknęłam. Boże! Dlaczego zabrałeś mi jedną z najważniejszych osób w moim życiu?! Dlaczego to właśnie on?! Minęły kolejne dwa dni, trzy dni nic nie ruszyłam, jedyne co to piłam wodę, nie miałam siły wstawać z łóżka. W końcu przyszła pora na zorganizowanie najgorszej rzeczy, pogrzebu. Nie wiem jakim cudem, ale miałam trzydzieści wiadomości i dziesięć nieodebranych połączeń. Z trzydziestu wiadomośći, połowa była z wyrazami współczucia. Skąd do cholery oni wiedzieli, że David nie żyję?!
-Rita, musisz wstać. To już są trzy dni od kiedy nic nie tknęłaś, czwarty od...-wiedziałam, że mama nie może sama przełknąć słowa "...od kiedy David umarł.", "David nie żyję", "Davida już nie ma". Zobaczyłam jak mamie po policzkach spływają łzy, kolejne i kolejne. Od razu zaczęłyśmy we dwie płakać, ale mamy słowa strasznie mnie podbudowały, jednak przez bardzo długo okres nie mogłam sie pozbierać.
-Kochanie, wiem, że jest Ci trudno, rozumiem to, ale David nie chciałby żebyś tyle płakała i się męczyła. Wiem, że to co teraz poiwiem będzie dla Ciebie ciężkie, ale w końcu będziemy musiały zorganizować pogrzeb. Dzwoniłam już do zakładu pogrzebowego i pogrzeb Davida odbędzie się w czwartek, mam nadzieję, że odpowiada Ci ten termin.-powiedziała mama.
-Dziękuje, nie dałabym sobie rady bez Ciebie.-To były jedyne wypowiedziane przeze mnie słowa od trzech dni. O czternastej wstałam z łóżka, poczym poszłam do łazienki wziąć gorący prysznic, który był dla mnie jak narkotyk. Następnie ubrałam się w byle co i zaczęłam dzwonić do ludzi, że pogrzeb odbędzie się w czwartek o godzinie jedenastej a pożegnalny obiad będzie u niego w domu. Wiedziałam, że ten czas będzie musiał nadejść, ale bardzo tego nie chciałam. Nie mogłam słuchać jak ludzie płaczą mi do słuchawek bo ja razem z nimi. Na sam koniec postanowiłam zadzwonić do Pawła.
-Cześć Paweł.
-Hej, piękna! co się dzieje z tym moim znakomitym mechanikiem? w ogóle ode mnie nie odbiera telefonu!
-Najwidoczniej jeszcze nie wiesz, David nie odbiera bo cztery dni temu zginął w wypadku samochodowym. Wiem, że powinnam do Ciebie zadzwonić w pierwszej kolejności, ale nie miałam siły na tak ciężką rozmowę.-w sluchawce była długa cisza, postanowiłam ją przerwać.
-Jeśli chcesz przyjść na pogrzeb to odbędzie się on o jedenastej na cmentarzu przy ul.Ogrodowej a pożegnalny obiad będzie u niego w domu. Martin tak zdecydował bo stwierdził, że to będzie najlepsze pożegnanie.
-Rita, nie wiem co mam powiedzieć. Jak mogę Ci pomóc? Nie mogę w to wszystko uwierzyć, dajesz sobię radę?
-Jedyną pomocą dla mnie będzie to jeżeli przyjdziesz na pogrzeb.
-Jasne, że będę. Mogę coś jeszcze dla Ciebie zrobić?
-W sumie to tak. Od ostatniego czasu byłeś osobą, która najwięcej spędzała z nim czas, więc może chciałbyś pomóc mi zrobić coś z jego rzeczami?-łzy napłynęły mi do oczu.
-Dziś? Byłbym za godzinę po Ciebie.
-Idealnie.
Zastanawiało mnie to skąd Paweł wie gdzie ja mieszkam, ale to nie był teraz odpowiedni moment na takie rozmyślanie. Zeszłam na dół i powiedziałam o wszystki mamie. Mama była ze mnie zadowolona, że od razu wzięłam się za jego rzeczy. Pogrzeb miał się odbyć za trzy dni, więc musiałam pomóc Martinowi w posprzątaniu mieszkania i w ogóle z nim porozmawiać. Dziwiło mnie zachowanie ludzi bo w ogóle nie poruszali przy mnie tematu Davida. Sama nie wiedziałam co mam o tym myśleć, ale mam powiedziała mi, że dla mnie wyjdzie to na dobre.
Paweł przyjechał po mnie tak jak się umawialiśmy. Pomóg mi wziąć jakieś torby, w które będę mogła spakować jego rzeczy.
-To jedziemy.-nie odpowiedziałam nic na to Pawłowi. Miałam okulary na oczach, więc wydawało mi się, że mogę sobie popłakac przez te dwadzieścia minut drogi.
-Pięknie wyglądasz.-wiedzialam, że Paweł nie chciał bym cały czas o nim myslała, więc próbował w jakikolwiek sposób ze mną porozmawiać.
-Faktycznie, jestem w dresie Davida, moje białe conversy wcale nie są już białe a moja koszulka wyjęta z szafy ma dziesięć lat! Oczy masz do wymiany.
-Radzisz sobie, ale zdjemij te okulary z oczy, nie kryj się za nimi. jesteś tutaj tylko ze mną.-Zaczęłam coraz bardziej płakać. Paweł zjechał na pobocze, szybko wysiadł z auta i przytulił mnie. Wtuliłam się w jego ramiona podobnie jak zawsze wtulałam się w Davida. Po trzydziestu minutach byliśmy już pod domem Davida.
-Mi też jest ciężko, ale czym prędzej tym lepiej, chodźmy.-złapał mnie za rękę Paweł i weszliśmy do domu Martina.
Pierwsze gdy weszłam do domu, przed oczami miałam wszystkie wspomnienia wiążące się z Davidem. Każdą kłótnie potrafiłam wygrzebać z pamięci, każde miłe wspomnienie, każdą przypaloną przez niego kolację.
-Nie wiem co mam powiedzieć, sam jestem strasznie tym wszystkim wstrząśnięty. To był mój najlepszy kumpel.-powiedział z zaszkolymi oczami Martin.
-Przepraszam, że to ja nie zadzwoniłam do Ciebie żeby Cie poinformować o wypadku, ale nie byłam w stanie.-Gdy mówiłam słowo wypadek czy śmierć, czułam jakby serce przestawało mi bić, czułam się okropnie.
-To jest Paweł.-wskazałam na chłopaka.
-My się znamy. Przepraszam was, ale muszę jechać do pracy. Klucze zostawiam zapasowe Davida. Jeżeli będziesz potrzebowała jakiejkolwiek pomocy to pamiętaj, że zawsze możesz do mnie zadzwonić, o każdej porze dnia i nocy.
-Dziękuje Ci bardzo, Martin.-przytuliłam się mocno do przyjaciela mojego chłopaka i łzy same spłynęły po policzku.
-To Ty może idź już na górę a ja zrobię coś do picia?-Zaproponował mi Paweł.
-Jasne, jak byś mógł to prosiłabym o zimny sok pomarańczowy.-taki sok zawsze piliśmy z Davidem na złe albo strasznie gorące dni. To było nasze wspólne lekarstwo.
Powolnym krokiem udałam się do sypialni Davida, po drodze gdy szłam, wspominałam chwile, które spędzaliśmy razem. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że Davida nie ma i nie będzie już przy mnie. Nie rozumiałam losu, dlaczego to właśnie mnie spotkało. Dziewietnastoletnią dziewczynę, długowłosą brunetkę i zielono-brązowych oczach, sto siedemdziesiąt jeden centymetrów wzrostu, nieza długich nogach i niekoniecznie idealnej figurze. Od Davida byłam niższa szesnaście centymetrów niższa co pozwalało nosić mi wysokie szpilki, które kochałam jednak nie lubiłam często ich nosić.
Kiedy weszłam do pokoju od razu skierowałam się w stronę łóżka, usiadłam i rozmarzyłam się a po policzku spływały mi łzy które napływały z sekundy na sekundę. Wiedziałam, że muszę się wybudzić z tych marzeń, więc szybko wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę małej męskiej garderoby. Uklękłam i zaczęłam wyciągać jego wszystkie rzeczy, które lubił nosić najbardziej, a los trafił, że te rzeczy były najczęściej tymi, które ja sama mu wybierałam.
-David mi wspominał, że lubisz sok pomarańczowy wyciśnięty z soczystych i świeżych pomarańczy, los chciał tak, że pomarańcze takie znalazłem w lodówce.-z delikatnym uśmiechem na twarzy chłopak powiedział do klęczącej przed garderobą dziewczyny.
-Jakie to dziwne, jednego dnia jesteśmy szczęśliwi, drugiego dnia się kłócimy a następnego umieramy i zadajemy ból wszystkim dookoła.-wydusiła z siebie dziewczyna, płacząca coraz bardziej i bardziej. Chłopak był w bardzo trudnej sytuacji, nigdy nie umiał odpowiednio pocieszać i w tej sytuacji bardzo się z tym źle czuł.
Minęło około dwóch godzin, rzeczy układali w ciszy, dziewczyna powiedziała, że rzeczy muszą być posegregowane na grupki o chodzące o tej samej nazwie.
-Paweł, skąd znasz się z Martinem? Przecież nie miałeś okazji poznać go przed śmiercią Davida bo on był wtedy daleko poza miastem.-nagle chłopakowi zrobiło się zimno, to pytanie przyprawiło go o dreszcze.
-Wydaje mi się, że musieliśmy kiedyś poznać się na żużlu, pewnie jakiś mecz.-powiedział z zakłopotaniem.
-Martin nie jest zwolennikiem żużla i zauważyłam, że Ciebie też nie daży dużą sympatią.
-A ta bluzka to zielonego worka? W ogóle co zamierzasz zrobić z tymi rzeczami?-szybko zmieniając temat chłopak zapytał z delikatnym uśmiechem na twarzy.
-Tak, planuję je wywieźć po pogrzebie Davida do Domu Dziecka w Pabianicach, są tam dzieci, które potrzebują wszystkiego, David ma same markowe ciuchy, więc chłopcy się ucieszą. Zresztą stamtąd pochodzi David, nie z samego Domu Dziecka tylko było to jakoś poplątane i nigdy nie dowiedziałam się jak było na prawdę. Poza tym mojego przyjaciela babcia była współzalożycielką tego domu, więc często tam bywałam z tymi dzieciakami, pomagałam im przy czym świetnie się bawiłam i wielu nauczyłam.
-Chcesz żebym pojechał tam razem z Tobą?
-Paweł, nie odwracaj kota ogonem! Odpowiedz mi na pytanie o Martinie, zresztą skąd wiesz gdzie mieszkam?! David nigdy nikomu dopiero poznanemu co szefowi nie mówił gdzie mieszka jego dziewczyna.
-Rita, to jest zbyt trudne żebym teraz o tym z Tobą rozmawiał.
-Ale to może właśnie pomoże mi jakoś? Może lepiej się poczuje a może dowiem się czegoś więcej?
-Nie na ten czas, obiecuję, że opowiem Ci wszystko po pogrzebie Davida.
Rita spojrzała na niego dosyć złowrogo, ale sama zrozumiała, że może on też cierpi w jakiś sposób?! Tylko dlaczego? Przecież to był tylko jego mechanik, żadna aż tak ważna osoba dla niego. Co prawda, David spędzał z Pawłem coraz więcej czasu, ale nie przesadzajmy żeby zaprzyjaźnili się od jednej imprezy i wspólnego grzebania przy motorach.
Po ułożeniu wszystkim rzeczy na te, które wywozimy do Domu Dziecka, a które ja jednak chcę zatrzymać ułożyliśmy, podpisaliśmy. Paweł musiał jechać do domu, miał jakieś ważne sprawy do załatwienia jeszcze w sprawie niedzielnego meczu. Ten niedzielny mecz miał być pierwszym meczem dla Davida w zawodzie mechanika żużlowca. Strasznie się cieszył, ciągle o tym mówił i nie mógł się doczekać kiedy w końcu nadejdzie ten dzień.
-Dzwonię ze Szpitala w Toruniu, Pani chłopak miał wypadek i w portfelu znaleźliśmy karteczke by Panią powiadomić.-serce mi stanęło. Łzy napłynęły mi do oczu a mama nie wiedziała o co chodzi.
-Halo? Jest Pani tam?-zapytała Pani przez telefon.
-Jestem, w jakim dokładnie szpitalu on jest?-pielęgniarka, podejrzewam, że pielęgniarka szybko powiedziała mi w jakim szpitalu i natychmiast chwyciłam za kluczyki. Mama wybiegła za mną. Davida traktowała jak jej własnego syna, przejęła się tym wypadkiem tak samo jak ja. Za piętnaście minut byliśmy już w szpitalu. Pędziłam jak oszalała, mama w samochodzie słowem się do mnie nie odezwała, tylko wycierała mi łzy z policzków słuchając moich szlochów.
-Rita Wester, mojego chłopaka niedawno przywieziono z wypadku. Nazywa się...-nagle pielęgniarka przerwała mi i wypowiedziała jego imię.
-Pan Dvid. Proszę iść prosto i skręcić w trzecie białe drzwi, tam kogoś Pani zastanie, kto powie o stanie Pani nażyczonego.-W gardło mi ścisnęło kiedy wypowiedziała "...nażyczonego" i łzy napłynęły jeszcze bardziej. Zaczęłam biec. Strąciłam po drodze kilka osób, ale to dla mnie nie miało znaczenia. Gdy weszłam lekarz powiedział mi, że musi tam jak najszybciej iść bo jest z nim na prawdę źle. Z sali operacyjnej pielęgniarki wybiegały i wbiegały a ja nie mogła się powstrzymać od coraz silniejszego płaczu. Po godzinie wyszedł lekarz. Usłyszałam najgorsze słowa w moim życiu.
-Przykro mi Pani Wester, ale Pani nażeczony... Nie dało się go uratować. Przykro mi bardzo.-Zaczęłam krzyczeć, płakać i obwiniać siebie za to wszystko. Mama płakała razem ze mną i dodawala mi otuchy. David nie miał nikogo, jego rodzice zmarli, gdy miał dziesięć lat a jego babcia zmarła dwa lata temu. A teraz on mi zadał taki ból. Jakim cudem?!
Gdy zobaczyłam jego ciało chciałam krzyczeć, chciałam rzucić wszystkim czym się dało, ale nawet nie miałam siły. Siedziałam i patrzyłam na jego ciało pół godziny. Dla wielu może być to obrzydliwe, ale ja za niego bym oddała życie. Nie raz patrzyliśmy razem w przyszłość, mieliśmy wybrane imiona dla naszych dzieci, byliśmy święcie przkonani, że będziemy razem do końca życia.
Kiedy wróciłam do domu od razu pobiegłam na górę. Przepłakałam całą noc a zasnęłam dopiero coś koło piątej rano. Obudziłam się o dziesiątej, jednak cały dzień przeleżałam w łóżku nie mogąc się pozbierać. Mama przychodziła do mnie do pokoju z jedzeniem i piciem, ale ja nic nie tknęłam. Boże! Dlaczego zabrałeś mi jedną z najważniejszych osób w moim życiu?! Dlaczego to właśnie on?! Minęły kolejne dwa dni, trzy dni nic nie ruszyłam, jedyne co to piłam wodę, nie miałam siły wstawać z łóżka. W końcu przyszła pora na zorganizowanie najgorszej rzeczy, pogrzebu. Nie wiem jakim cudem, ale miałam trzydzieści wiadomości i dziesięć nieodebranych połączeń. Z trzydziestu wiadomośći, połowa była z wyrazami współczucia. Skąd do cholery oni wiedzieli, że David nie żyję?!
-Rita, musisz wstać. To już są trzy dni od kiedy nic nie tknęłaś, czwarty od...-wiedziałam, że mama nie może sama przełknąć słowa "...od kiedy David umarł.", "David nie żyję", "Davida już nie ma". Zobaczyłam jak mamie po policzkach spływają łzy, kolejne i kolejne. Od razu zaczęłyśmy we dwie płakać, ale mamy słowa strasznie mnie podbudowały, jednak przez bardzo długo okres nie mogłam sie pozbierać.
-Kochanie, wiem, że jest Ci trudno, rozumiem to, ale David nie chciałby żebyś tyle płakała i się męczyła. Wiem, że to co teraz poiwiem będzie dla Ciebie ciężkie, ale w końcu będziemy musiały zorganizować pogrzeb. Dzwoniłam już do zakładu pogrzebowego i pogrzeb Davida odbędzie się w czwartek, mam nadzieję, że odpowiada Ci ten termin.-powiedziała mama.
-Dziękuje, nie dałabym sobie rady bez Ciebie.-To były jedyne wypowiedziane przeze mnie słowa od trzech dni. O czternastej wstałam z łóżka, poczym poszłam do łazienki wziąć gorący prysznic, który był dla mnie jak narkotyk. Następnie ubrałam się w byle co i zaczęłam dzwonić do ludzi, że pogrzeb odbędzie się w czwartek o godzinie jedenastej a pożegnalny obiad będzie u niego w domu. Wiedziałam, że ten czas będzie musiał nadejść, ale bardzo tego nie chciałam. Nie mogłam słuchać jak ludzie płaczą mi do słuchawek bo ja razem z nimi. Na sam koniec postanowiłam zadzwonić do Pawła.
-Cześć Paweł.
-Hej, piękna! co się dzieje z tym moim znakomitym mechanikiem? w ogóle ode mnie nie odbiera telefonu!
-Najwidoczniej jeszcze nie wiesz, David nie odbiera bo cztery dni temu zginął w wypadku samochodowym. Wiem, że powinnam do Ciebie zadzwonić w pierwszej kolejności, ale nie miałam siły na tak ciężką rozmowę.-w sluchawce była długa cisza, postanowiłam ją przerwać.
-Jeśli chcesz przyjść na pogrzeb to odbędzie się on o jedenastej na cmentarzu przy ul.Ogrodowej a pożegnalny obiad będzie u niego w domu. Martin tak zdecydował bo stwierdził, że to będzie najlepsze pożegnanie.
-Rita, nie wiem co mam powiedzieć. Jak mogę Ci pomóc? Nie mogę w to wszystko uwierzyć, dajesz sobię radę?
-Jedyną pomocą dla mnie będzie to jeżeli przyjdziesz na pogrzeb.
-Jasne, że będę. Mogę coś jeszcze dla Ciebie zrobić?
-W sumie to tak. Od ostatniego czasu byłeś osobą, która najwięcej spędzała z nim czas, więc może chciałbyś pomóc mi zrobić coś z jego rzeczami?-łzy napłynęły mi do oczu.
-Dziś? Byłbym za godzinę po Ciebie.
-Idealnie.
Zastanawiało mnie to skąd Paweł wie gdzie ja mieszkam, ale to nie był teraz odpowiedni moment na takie rozmyślanie. Zeszłam na dół i powiedziałam o wszystki mamie. Mama była ze mnie zadowolona, że od razu wzięłam się za jego rzeczy. Pogrzeb miał się odbyć za trzy dni, więc musiałam pomóc Martinowi w posprzątaniu mieszkania i w ogóle z nim porozmawiać. Dziwiło mnie zachowanie ludzi bo w ogóle nie poruszali przy mnie tematu Davida. Sama nie wiedziałam co mam o tym myśleć, ale mam powiedziała mi, że dla mnie wyjdzie to na dobre.
Paweł przyjechał po mnie tak jak się umawialiśmy. Pomóg mi wziąć jakieś torby, w które będę mogła spakować jego rzeczy.
-To jedziemy.-nie odpowiedziałam nic na to Pawłowi. Miałam okulary na oczach, więc wydawało mi się, że mogę sobie popłakac przez te dwadzieścia minut drogi.
-Pięknie wyglądasz.-wiedzialam, że Paweł nie chciał bym cały czas o nim myslała, więc próbował w jakikolwiek sposób ze mną porozmawiać.
-Faktycznie, jestem w dresie Davida, moje białe conversy wcale nie są już białe a moja koszulka wyjęta z szafy ma dziesięć lat! Oczy masz do wymiany.
-Radzisz sobie, ale zdjemij te okulary z oczy, nie kryj się za nimi. jesteś tutaj tylko ze mną.-Zaczęłam coraz bardziej płakać. Paweł zjechał na pobocze, szybko wysiadł z auta i przytulił mnie. Wtuliłam się w jego ramiona podobnie jak zawsze wtulałam się w Davida. Po trzydziestu minutach byliśmy już pod domem Davida.
-Mi też jest ciężko, ale czym prędzej tym lepiej, chodźmy.-złapał mnie za rękę Paweł i weszliśmy do domu Martina.
Pierwsze gdy weszłam do domu, przed oczami miałam wszystkie wspomnienia wiążące się z Davidem. Każdą kłótnie potrafiłam wygrzebać z pamięci, każde miłe wspomnienie, każdą przypaloną przez niego kolację.
-Nie wiem co mam powiedzieć, sam jestem strasznie tym wszystkim wstrząśnięty. To był mój najlepszy kumpel.-powiedział z zaszkolymi oczami Martin.
-Przepraszam, że to ja nie zadzwoniłam do Ciebie żeby Cie poinformować o wypadku, ale nie byłam w stanie.-Gdy mówiłam słowo wypadek czy śmierć, czułam jakby serce przestawało mi bić, czułam się okropnie.
-To jest Paweł.-wskazałam na chłopaka.
-My się znamy. Przepraszam was, ale muszę jechać do pracy. Klucze zostawiam zapasowe Davida. Jeżeli będziesz potrzebowała jakiejkolwiek pomocy to pamiętaj, że zawsze możesz do mnie zadzwonić, o każdej porze dnia i nocy.
-Dziękuje Ci bardzo, Martin.-przytuliłam się mocno do przyjaciela mojego chłopaka i łzy same spłynęły po policzku.
-To Ty może idź już na górę a ja zrobię coś do picia?-Zaproponował mi Paweł.
-Jasne, jak byś mógł to prosiłabym o zimny sok pomarańczowy.-taki sok zawsze piliśmy z Davidem na złe albo strasznie gorące dni. To było nasze wspólne lekarstwo.
Powolnym krokiem udałam się do sypialni Davida, po drodze gdy szłam, wspominałam chwile, które spędzaliśmy razem. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że Davida nie ma i nie będzie już przy mnie. Nie rozumiałam losu, dlaczego to właśnie mnie spotkało. Dziewietnastoletnią dziewczynę, długowłosą brunetkę i zielono-brązowych oczach, sto siedemdziesiąt jeden centymetrów wzrostu, nieza długich nogach i niekoniecznie idealnej figurze. Od Davida byłam niższa szesnaście centymetrów niższa co pozwalało nosić mi wysokie szpilki, które kochałam jednak nie lubiłam często ich nosić.
Kiedy weszłam do pokoju od razu skierowałam się w stronę łóżka, usiadłam i rozmarzyłam się a po policzku spływały mi łzy które napływały z sekundy na sekundę. Wiedziałam, że muszę się wybudzić z tych marzeń, więc szybko wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę małej męskiej garderoby. Uklękłam i zaczęłam wyciągać jego wszystkie rzeczy, które lubił nosić najbardziej, a los trafił, że te rzeczy były najczęściej tymi, które ja sama mu wybierałam.
-David mi wspominał, że lubisz sok pomarańczowy wyciśnięty z soczystych i świeżych pomarańczy, los chciał tak, że pomarańcze takie znalazłem w lodówce.-z delikatnym uśmiechem na twarzy chłopak powiedział do klęczącej przed garderobą dziewczyny.
-Jakie to dziwne, jednego dnia jesteśmy szczęśliwi, drugiego dnia się kłócimy a następnego umieramy i zadajemy ból wszystkim dookoła.-wydusiła z siebie dziewczyna, płacząca coraz bardziej i bardziej. Chłopak był w bardzo trudnej sytuacji, nigdy nie umiał odpowiednio pocieszać i w tej sytuacji bardzo się z tym źle czuł.
Minęło około dwóch godzin, rzeczy układali w ciszy, dziewczyna powiedziała, że rzeczy muszą być posegregowane na grupki o chodzące o tej samej nazwie.
-Paweł, skąd znasz się z Martinem? Przecież nie miałeś okazji poznać go przed śmiercią Davida bo on był wtedy daleko poza miastem.-nagle chłopakowi zrobiło się zimno, to pytanie przyprawiło go o dreszcze.
-Wydaje mi się, że musieliśmy kiedyś poznać się na żużlu, pewnie jakiś mecz.-powiedział z zakłopotaniem.
-Martin nie jest zwolennikiem żużla i zauważyłam, że Ciebie też nie daży dużą sympatią.
-A ta bluzka to zielonego worka? W ogóle co zamierzasz zrobić z tymi rzeczami?-szybko zmieniając temat chłopak zapytał z delikatnym uśmiechem na twarzy.
-Tak, planuję je wywieźć po pogrzebie Davida do Domu Dziecka w Pabianicach, są tam dzieci, które potrzebują wszystkiego, David ma same markowe ciuchy, więc chłopcy się ucieszą. Zresztą stamtąd pochodzi David, nie z samego Domu Dziecka tylko było to jakoś poplątane i nigdy nie dowiedziałam się jak było na prawdę. Poza tym mojego przyjaciela babcia była współzalożycielką tego domu, więc często tam bywałam z tymi dzieciakami, pomagałam im przy czym świetnie się bawiłam i wielu nauczyłam.
-Chcesz żebym pojechał tam razem z Tobą?
-Paweł, nie odwracaj kota ogonem! Odpowiedz mi na pytanie o Martinie, zresztą skąd wiesz gdzie mieszkam?! David nigdy nikomu dopiero poznanemu co szefowi nie mówił gdzie mieszka jego dziewczyna.
-Rita, to jest zbyt trudne żebym teraz o tym z Tobą rozmawiał.
-Ale to może właśnie pomoże mi jakoś? Może lepiej się poczuje a może dowiem się czegoś więcej?
-Nie na ten czas, obiecuję, że opowiem Ci wszystko po pogrzebie Davida.
Rita spojrzała na niego dosyć złowrogo, ale sama zrozumiała, że może on też cierpi w jakiś sposób?! Tylko dlaczego? Przecież to był tylko jego mechanik, żadna aż tak ważna osoba dla niego. Co prawda, David spędzał z Pawłem coraz więcej czasu, ale nie przesadzajmy żeby zaprzyjaźnili się od jednej imprezy i wspólnego grzebania przy motorach.
Po ułożeniu wszystkim rzeczy na te, które wywozimy do Domu Dziecka, a które ja jednak chcę zatrzymać ułożyliśmy, podpisaliśmy. Paweł musiał jechać do domu, miał jakieś ważne sprawy do załatwienia jeszcze w sprawie niedzielnego meczu. Ten niedzielny mecz miał być pierwszym meczem dla Davida w zawodzie mechanika żużlowca. Strasznie się cieszył, ciągle o tym mówił i nie mógł się doczekać kiedy w końcu nadejdzie ten dzień.
ale piękne. <3
OdpowiedzUsuńprawie sie popłakałam jak czytałam. czekam na dalsze losy. :)
strasznie mi miło!:) dziękuje bardzo, rozdział zapewne pojawi się dzisiaj wieczorem :D
UsuńO widziałaś Dudusia xd . Nie dziw się na święta do babci pojechał ;)
OdpowiedzUsuń